czwartek, 5 maja 2016

2 maja 2016 r. Wyprawa do Szprotawy, która zostanie długo w mojej pamięci

Trwał długi, majowy weekend, więc postanowiłem wyskoczyć do Rodziców, do Szprotawy. Żeby nie było prosto i szybko zaplanowałem trasę biegnącą przez lasy i pola. Można powiedzieć, że idącą szerokim łukiem od najkrótszej drogi wiodącej przez Radwanów, Wichów, Witków, Kartowice. 

Z Zielonej Góry wyjechałem po 9.00 i drogą 283, którą jeżdżę bardo często dojechałem do Barcikowic, tutaj na wysokości przystanku MPK skręciłem w lewo i wjechałem w las. Droga była dobra i po paru minutach zrobiłem przystanek obok ruin, jak się później okazało starego młyna wodnego.
 


 Miejsce po starym młynie wodnym

Zrobiłem kilka zdjęć i po przejechaniu 100 m dotarłem do leśnej kapliczki, którą przyozdabiała Starsza Pani i dwóch młodych mężczyzn. Rozmawialiśmy kilka minut na tematy wiary, Boga i Matki Boskiej. Kobieta opowiedziała mi o swoim ciężkim życiu i o tym, że wybudowała kapliczkę w czasie stanu wojennego. Od tej pory opiekuje się nią, przyozdabia i remontuje, gdy zachodzi taka potrzeba. Mówiła, że w rejonie skąd pochodzi,  ludzie również budują takie kapliczki, a potem przez wiele lat opiekują się nimi. Taka jest tradycja, którą Ona podtrzymuje. Niestety, nie chciała przedstawić się z imienia, gdyż jak twierdziła wcześniej ktoś o niej napisał w gazecie bardzo nieprzychylne treści. Wiem tylko, że cała Trójka pochodzi z miejscowości Czasław. 


 Leśna kapliczka

Pożegnaliśmy się serdecznie i ruszyłem w dalszą drogę jadąc głownie ścieżkami leśnymi i polnymi. 


Mijałem miejscowości ukryte w lasach, gdzie życie toczyło się bez pośpiechu, a napotkani ludzie zawsze pozdrawiają mijanego turystę. Przejechałem przez Lelechów, Lubieszów, Ciepielów. Przed miejscowością Drwalewice zatrzymałem się, żeby zrobić zdjęcia alei  klonowej. Skierowałem także aparat w stronę wioski i wykonałem przez przypadek zdjęcie miejsca, gdzie po paru minutach miałem postój spowodowany starym, zardzewiałym drutem.

Aleja starych klonów

Drut owinął się wokół tylnego koła i przerzutki. Ponieważ prędkość była niewielka zatrzymałem się natychmiast, ale drut rozdarł oponę na sporej długości. Opona na szczęście nie pękła, tylko rozwarstwiła się. Dętka była cała, ale musiałem wyplątać drut z przerzutki, co zajęło mi dobrą chwilę. 

 Urokliwe miejsce, w którym drut pociął oponę i zablokował przerzutkę

Jadąc dalej drogą polną nie czułem skutków rozwarstwienia opony, dopiero na asfalcie poczułem, że opona jest wybrzuszona i koło ma duże bicie w lewą stronę. Do Szprotawy miałem jeszcze ponad 30 km, ale postanowiłem dojechać o własnych siłach, bez pomocy samochodu. W Szprotawie spróbuję wycentrować koło i ewentualnie wymienić oponę, jeżeli będzie określony model. Od Nowego Miasteczka jechałem już drogą asfaltową. Minąłem Niegosławice, Wiechlice i po 14.00 byłem w Szprotawie. W serwisie nie było modelu opon, który chciałem kupić, ale mechanik wyprostował felgę. Niestety opona dalej miała wybrzuszenie i rower podskakiwał przy każdym obrocie koła. Tak dojechałem do celu. To moja pierwsza przygoda z tak poważną awarią w drodze. Na szczęście opona wytrzymała i następnego dnia ruszyłem w podróż powrotną do Zielonej Góry.

Trasa 65 km

1 komentarz: