czwartek, 5 maja 2016

1 maja 2016 - Trasa Kosarzyn-Połęcko-Krosno Odrzańskie-Lubsko-Zielona Góra

Po bardzo zimnej nocy, wstałem około 7.00, zrobiłem krótki spacer nad budzące się jezioro. O 8.15 byłem już spakowany, zdałem klucze od domku i wyruszyłem w stronę przeprawy promowej na Odrze w miejscowości Połęcko. 

 Droga do promu w Połęcku
 Pierwsze 3-4 km jechałem drogą leśną, później wyjechałem na asfalt i tak dojechałem do promu. Na przybycie przeprawy na moją stronę czekałem dosyć długo. Dopiero gdy podjechały dwa samochody, obsługa promu zdecydowała się na zmianę brzegu. Ruch na drodze nr 138 był bardzo mały. Nad Odrą było trochę wędkarzy, a jeden, po stronie Połęcka powiadomił o złapaniu ryby wszystkich, którzy byli w promieniu kilometra. Już dawno nie słyszałem takiej radości u człowieka, któremu udało się złapać niewielką rybę (tak przynajmniej wyglądała z mojej strony brzegu).

 Oczekiwanie na prom
 Na promie

W miejscowości Maszewo, na skrzyżowaniu miałem dylemat, czy pojechać na Krosno Odrzańskie, tak jak zaplanowałem, czy udać się do stolicy polskich bocianów miejscowości Kłopot (właśnie przeczytałem, że bociany mają kilka stolic w Polsce). Ostatecznie ruszyłem drogą w przeciwną stronę i przez Osiecznicę, później drogą polną dotarłem do Krosna Odrzańskiego. Między Osiecznicą, a Krosnem przejeżdżałem obok wiatraka stojącego na polu. Przyznam się, ze nigdy wcześniej nie byłem koło pracującej elektrowni wiatrowej tak blisko. Kręcące się śmigła robią piorunujące wrażenie i nie dziwię się ludziom, którzy nie chcą mieszkać w ich pobliżu. Oprócz wydawanego dźwięku, paskudnie psują widok i szpecą swoim widokiem krajobraz. Z drugiej strony zawsze zatrzymuję się i podziwiam stare, zabytkowe, drewniane wiatraki, które wtopiły się w krajobraz i może tak będzie ze współczesnymi? Za 100 czy 200 lat nikt nie będzie zwracał na nie uwagi, będą po prostu elementem krajobrazu, pomimo swojej brzydoty.


Do Krosna Odrzańskiego dojechałem około 11.30. Zamek był jeszcze zamknięty, restauracja przy moście też, więc zrobiłem kilka kółek po porcie, zjadłem na obiad dużego loda ;) i czekałem na swoim srebrnym rumaku jak Jurand ze Spychowa, aż otworzy się brama Zamku, tym razem piastowskiego. W zamku w Krośnie byłem już kilkakrotnie i czekałem tylko, żeby otrzymać pieczątkę do  dokumentu na odznakę Przyjaciel Ziemi Lubuskiej w stopniu srebrnym. Obecnie zbieram jeszcze pieczątki do Książeczki na odznakę KOT - Kolarską Odznakę Turystyczną (złotą małą, mam już brązową i srebrną). Inna odznaka to Turysta Ziemi Lubuskiej także zbieram pieczątki na stopień srebrny. Jeden z przyszłych wpisów poświecę na opisanie i przybliżenie odznak, które mogą zdobywać turyści, z nastawieniem na odznaki rowerowe, gdyż jest ich kilka i nie jest specjalnie trudno je zdobyć (przynajmniej w stopniu brązowym/srebrnym). Tym bardziej jeżeli jeździ się regularnie np. w weekendy, czy robi kilkudniowe trasy. Pieczątki, szczególnie z muzeów, kościelne, administracyjne, czy inne okolicznościowe są bardzo ładne i mają wiele walorów artystycznych. Pieczątki zbieram w różnych miejscach np. sklepach (najczęściej, gdyż są wszędzie), u sołtysów, parafiach, muzeach, zamkach. Niestety, często w sklepach, na wioskach sprzedawczynie boją się podbić książeczkę. Nie pomaga tłumaczenie kim jestem i do czego posłuży pieczątka. 

Po opuszczeniu Krosna Odrzańskiego skierowałem się drogą nr 29 w stronę Dąbia. Na podjeździe za miastem zauważyłem samotnego rowerzystę, którego rower był obładowany sakwami, z tyłu i przodu. Pomyślałem "bratnia dusza" i mocniej nacisnąłem na pedały, żeby go dogonić przed rondem na górce. Dogoniłem Krzyśka (tak ma na imię rowerzysta) na przystanku autobusowym, gdy sprawdzał dalszą drogę. Jak się dowiedziałem postanowił w 31 dni objechać Polskę i właśnie jest na pierwszym etapie ze Świebodzina (gdzie mieszka) do Iławy, gdzie ma nocleg.  W tym momencie postanowiłem zmienić trasę i pojechać z Nim do Lubska (miałem jechać na Nowogród Bobrzański). Trasa trochę mi się wydłużyła, ale mogliśmy porozmawiać o sprawach rowerowych, fotografii, przyszłych etapach podróży Krzysztofa. Trasa minęła nam dosyć szybko, tym bardziej, że część wiodła przez malownicze okolice Bobru. 

Przeprawa przez Bóbr

Rozstaliśmy się w Lubsku, Krzysiek pojechał do Żar, a ja po zjedzeniu hot doga ruszyłem w stronę Nowogrodu Bobrzańskiego. Ruch na drodze 289 był niewielki. Dojechałem spokojnie do Nowogrodu i po przekroczeniu Bobru, pojechałem ścieżką rowerową obok kościoła do krzyżówki z drogą do Żagania. W czasie podjazdu spotkałem starsze małżeństwo. Mężczyzna niósł w ręce reklamówkę wypełnianą puszkami po piwie i napojach. Zatrzymałem się i chwilę popsioczyliśmy na brudasów, którzy wyrzucają tony  śmieci do rowów przy drogach. To samo dzieję się w miejscowościach. 

Ostatni etap drogi do Zielonej Góry wiódł przez Klępinę, drogą polną/leśną do Kaczenic, następnie drogą nr 290 do Niwiska i przez Ochlę do Zielonej Góry. Byłem w domu około 18.30.

Trasa 125 km 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz