Wyjazd do Poznania 29.05.2016 r.
Na wyjazd do Poznania zdecydowało się ostatecznie 5 osób, które spotykają się na wyjazdach Lubuszan 73. Dojazd (start godzina 7.21) i powrót (godzina 16.38) z wypadu odbył się pociągiem. Z Zielonej Góry startowaliśmy w trójkę Agnieszka (organizatorka i nasza przewodniczka), Bodek i ja.
Po drodze, do pociągu wsiedli jeszcze Piotrek i Iwona. W wagonie rowerowym jechało ostatecznie 8 rowerów. Wyjeżdżając z Zielonej Góry, byliśmy żegnani przez słońce i pogoda zapowiadało się idealna. Im bliżej Poznania, przez okno widzieliśmy coraz bardziej zachmurzone niebo, aż zaczęło coś dudnić w dach pociągu. Niestety, na oknach pokazały zacieki z deszczu. Przed 9.00 wysiedliśmy na stacji Poznań Górczyn i tutaj spotkało nas rozczarowanie. Nie, nie to, że lekko padało. Mieliśmy do pokonania dziesiątki schodów w dół i w górę, żeby wyjść z peronu na ulicę. Zanim pokonaliśmy przeszkodę, deszcze przestał padać, a my ruszyliśmy w drogę, mijając Fort VIIIa i stadion piłkarski. Naszym celem był Ogród Botaniczny. Większość trasy pokonaliśmy jadąc ścieżkami rowerowymi. Było przyjemnie, mały ruch na ulicach. Po 30-40 minutach osiągnęliśmy cel. Bodek zgodził się zostać przy rowerach, przewodnikiem była Agnieszka, która oprowadziła nas po najdalszych zakątkach ogrodu.
Zwiedzając ogród, znowu dopadł nas przelotny deszcz, z którego najbardziej były pewnie zadowolone ślimaki i żaby w stawie. Ciekawe, że nawet w ogrodzie botanicznym stoi japońska brama Torii. Po wyjeździe z ogrodu pojechaliśmy okrążyć Jezioro Rusałka i wjechaliśmy do Parku Sołackiego, gdzie zrobiliśmy krótki postój na zjedzenie śniadania.
Punktualnie o 12.00 wjechaliśmy na Rynek i oglądaliśmy koziołki na wieży ratuszowej. Ta atrakcja przyciągnęła setki turystów i mieszkańców Poznania. Nie myślałem, że tak wiele osób przyjdzie podziwiać koziołki.
Z Rynku udaliśmy się do zamku książęcego, ale niestety był zamknięty i nie zdobyłem pieczątki, na której mi zależało. Zrobiłem zdjęcie przed bramą i pojechaliśmy dalej na Ostrów Tumski, gdzie trafiliśmy na festyn kościelny.
Przejeżdżając kolejny kilometr dojechaliśmy nad Jezioro Maltańskie. Wzdłuż brzegu biegnie ścieżka rowerowa, wiec jazda jest czystą przyjemnością. Pogoda dopisywała i już nikt nie pamiętał o początkowym deszczu. Na przeciwległym brzegu jeziora zjedliśmy w barze pyszną zupę pomidorową i po przerwie ruszyliśmy w dalszą drogę, wzdłuż drugiego, długiego brzegu jeziora. Dojechaliśmy następnie do mostu znanego z przekazów telewizyjnych w pobliżu, którego zaginęła Ewa Tylman.
Kolejne kilka kilometrów jazdy po ulicach Poznania i ponownie jesteśmy na Rynku, w centrum miasta. Jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem w jednym z rogów Rynku muzyków ulicznych pochodzących z Zielonej Góry. Można powiedzieć za klasykiem „nasi tu byli” ;) Po okrążeniu Rynku, udaliśmy się do zamku Wilhelma, gdzie otrzymałem pieczątkę do książeczek turystycznych potwierdzających pobyt. W przylegającym do zamku, Parku Mickiewicza zrobiliśmy dłuższy postój. Ponieważ mieliśmy jeszcze sporo czasu do odjazdu pociągu, zaproponowałem odwiedzenie ogrodu zoologicznego mieszczącego się na ulicy Zwierzynieckiej. Wróciły wspomnienia, jak wiele lat temu, gdy byłem dzieckiem, odwiedziłem ten ogród z Rodzicami. Wtedy wydawał mi się ogromy i takie wspomnienia pozostają na całe życie. Teraz sporo klatek jest pustych, zwiedzanie jest darmowe, a płaci się jedynie za wejście do budynku z akwariami i terrarium. Niestety, kasjerka nie miała wydać reszty i nie zobaczyłem rybek, chociaż bardzo mi na tym zależało. Dosyć szybko obeszliśmy całe zoo i znowu zostało nam jeszcze trochę wolnego do przyjazdu pociągi. Agnieszka zaprowadziła nas do parku w okolicy Palmiarni, następnie podjechaliśmy do sklepu kupić „coś na ząb” i już spokojnie, bez pośpiechu ruszyliśmy na dworzec kolejowy. Odjazd pociągu był z peronu 4, mieszczącego się przy starym budynku dworca. Na peronie było sporo ludzi oczekujących na nasz pociąg. W pociągu były miejsca dla rowerów, więc po krótkiej dyskusji z pasażerami zajmującymi miejsce, gdzie parkuje się rowery, pojazdy stały oparte o ścianę, a my siedzieliśmy w całkiem komfortowych warunkach. W czasie jazdy poznaliśmy pana, który opowiadał jak pod koniec lat 60 i na początku 70 jeździł rowerem do Czechosłowacji. Opowiadał swoje przygody i zapisał nazwę Lubuszanie 73. Może do nas dołączy? Po drodze wysiadła najpierw Iwona, następnie Piotrek. My dojechaliśmy zgodnie z planem o 18.27 do Zielonej Góry, gdzie wycieczka się zakończyła.
Agnieszka, dziękuję za zorganizowanie i prowadzenie wycieczki, która pokazała mi Poznań od strony, jakiej go nie znałem.
Na wyjazd do Poznania zdecydowało się ostatecznie 5 osób, które spotykają się na wyjazdach Lubuszan 73. Dojazd (start godzina 7.21) i powrót (godzina 16.38) z wypadu odbył się pociągiem. Z Zielonej Góry startowaliśmy w trójkę Agnieszka (organizatorka i nasza przewodniczka), Bodek i ja.
W pociągu
W ogrodzie botanicznym
Zwiedzając ogród, znowu dopadł nas przelotny deszcz, z którego najbardziej były pewnie zadowolone ślimaki i żaby w stawie. Ciekawe, że nawet w ogrodzie botanicznym stoi japońska brama Torii. Po wyjeździe z ogrodu pojechaliśmy okrążyć Jezioro Rusałka i wjechaliśmy do Parku Sołackiego, gdzie zrobiliśmy krótki postój na zjedzenie śniadania.
Jezioro Rusałka
Z Rynku udaliśmy się do zamku książęcego, ale niestety był zamknięty i nie zdobyłem pieczątki, na której mi zależało. Zrobiłem zdjęcie przed bramą i pojechaliśmy dalej na Ostrów Tumski, gdzie trafiliśmy na festyn kościelny.
Przejeżdżając kolejny kilometr dojechaliśmy nad Jezioro Maltańskie. Wzdłuż brzegu biegnie ścieżka rowerowa, wiec jazda jest czystą przyjemnością. Pogoda dopisywała i już nikt nie pamiętał o początkowym deszczu. Na przeciwległym brzegu jeziora zjedliśmy w barze pyszną zupę pomidorową i po przerwie ruszyliśmy w dalszą drogę, wzdłuż drugiego, długiego brzegu jeziora. Dojechaliśmy następnie do mostu znanego z przekazów telewizyjnych w pobliżu, którego zaginęła Ewa Tylman.
Kolejne kilka kilometrów jazdy po ulicach Poznania i ponownie jesteśmy na Rynku, w centrum miasta. Jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem w jednym z rogów Rynku muzyków ulicznych pochodzących z Zielonej Góry. Można powiedzieć za klasykiem „nasi tu byli” ;) Po okrążeniu Rynku, udaliśmy się do zamku Wilhelma, gdzie otrzymałem pieczątkę do książeczek turystycznych potwierdzających pobyt. W przylegającym do zamku, Parku Mickiewicza zrobiliśmy dłuższy postój. Ponieważ mieliśmy jeszcze sporo czasu do odjazdu pociągu, zaproponowałem odwiedzenie ogrodu zoologicznego mieszczącego się na ulicy Zwierzynieckiej. Wróciły wspomnienia, jak wiele lat temu, gdy byłem dzieckiem, odwiedziłem ten ogród z Rodzicami. Wtedy wydawał mi się ogromy i takie wspomnienia pozostają na całe życie. Teraz sporo klatek jest pustych, zwiedzanie jest darmowe, a płaci się jedynie za wejście do budynku z akwariami i terrarium. Niestety, kasjerka nie miała wydać reszty i nie zobaczyłem rybek, chociaż bardzo mi na tym zależało. Dosyć szybko obeszliśmy całe zoo i znowu zostało nam jeszcze trochę wolnego do przyjazdu pociągi. Agnieszka zaprowadziła nas do parku w okolicy Palmiarni, następnie podjechaliśmy do sklepu kupić „coś na ząb” i już spokojnie, bez pośpiechu ruszyliśmy na dworzec kolejowy. Odjazd pociągu był z peronu 4, mieszczącego się przy starym budynku dworca. Na peronie było sporo ludzi oczekujących na nasz pociąg. W pociągu były miejsca dla rowerów, więc po krótkiej dyskusji z pasażerami zajmującymi miejsce, gdzie parkuje się rowery, pojazdy stały oparte o ścianę, a my siedzieliśmy w całkiem komfortowych warunkach. W czasie jazdy poznaliśmy pana, który opowiadał jak pod koniec lat 60 i na początku 70 jeździł rowerem do Czechosłowacji. Opowiadał swoje przygody i zapisał nazwę Lubuszanie 73. Może do nas dołączy? Po drodze wysiadła najpierw Iwona, następnie Piotrek. My dojechaliśmy zgodnie z planem o 18.27 do Zielonej Góry, gdzie wycieczka się zakończyła.
Agnieszka, dziękuję za zorganizowanie i prowadzenie wycieczki, która pokazała mi Poznań od strony, jakiej go nie znałem.
To za rok zapraszam do zwiedzania Lotniska, Fortu VII, Cytadeli z Muzeum i Palmiarni :)
OdpowiedzUsuń