Moja pasja, wyprawy rowerowe
niedziela, 3 czerwca 2018
piątek, 27 kwietnia 2018
Powrót, zaczynam pisać na nowo!
Od prawie roku nie napisałem nowego postu. Główna
przyczyną było podjęcie pracy na etacie i szok, którego doznałem, gdy
przejechała po mnie wielka maszyna ogólnokrajowych zmian wprowadzona w 2016
roku przez rządzących naszym krajem. Specjalnie mocno nie zajmowałem się
polityką. Mam ukształtowany pogląd na życie i na otaczającą mnie rzeczywistość.
Przez 25 lat, dzień po dniu służyłem Polsce. "Świątek, piątek i
niedzielę" byłem gotowy do służby, często w trudnych warunkach i z
narażeniem zdrowia i życia. W 2016 roku okazało się, że polityka dopadła
mnie z najmniej spodziewanej strony. Cóż, musiałem wrócić do pracy i miałem
mało czasu na rower (głównie jeżdżę w weekendy). Całkowicie się nie poddałem i
w 2017 roku byłem Komandorem I Rajdu Bachusowego Bardzo pomogli mi członkowie
Klubu Lubuszanie 73. W tym roku także startujemy
z nowa trasą i w poszukiwaniu nowych przygód. Zapraszam.
Mam szczerą nadzieję, że ten rok będzie o wiele
lepszy i odwiedzę na rowerze sporo nowych miejsc i nakręcę tysiące kilometrów.
poniedziałek, 1 maja 2017
I OGÓLNOPOLSKI RAJD BACHUSOWY Zielona Góra 2017
Zapraszam na I OGÓLNOPOLSKI RAJD BACHUSOWY Zielona Góra 2017 - termin 25-27 sierpnia 2017 r.
Regulamin i program jest na stronie Lubuszan 73
piątek, 11 listopada 2016
11.11.2016 r. IV Rajd Rowerowy - Rowerowa Niepodległa 2016
Rajd odbywa się na trasie Zielona Góra, Plac Bohaterów - Drzonów, Lubuskie Muzeum Wojskowe. W tym roku, ze względu na warunki pogodowe wzięło udział niewielu rowerzystów, ale w ubiegłych latach, gdy pogoda dopisywała było pewnie powyżej setki.
Na miejscu, w Muzeum sporo atrakcji i oczywiście wojskowa grochówka z wkładką ;)
Na miejscu, w Muzeum sporo atrakcji i oczywiście wojskowa grochówka z wkładką ;)
wtorek, 19 lipca 2016
19.07.2017 - Wykręciłem apteczkę ;)
Od jakiegoś czasu jeździłem w trasy z aplikacją "Kręć kilometry". Właśnie dostałem informację, że w ramach nagrody otrzymam apteczkę rowerową. Przyznam się, że jest to miła sytuacja, gdyż od dłuższego czasu nie ruszam się w drogę bez tego wyposażenia. Apteczka, jest zawsze na bagażniku lub w sakwach.
Sama akcja "Kręć kilometry" też jest ciekawa i zapraszam do poczytanie "o co tam chodzi?"
poniedziałek, 20 czerwca 2016
18-19 czerwca 2016, Trasa Odra - Nysa, Żary-Kromlau-Gubin-Frankfurt n/Odrą
Pierwszy dzień wyprawy, był bardzo podobny do wyjazdu z 30 kwietnia br. Różnica polegała na tym, że jechaliśmy w grupie sześciu osób i zajechaliśmy do Parku w Kromlau, gdzie można podziwiać ni to most, ni to kładkę, ale bardzo uroczą budowlę łączącą dwa brzegi jeziora, właściwie dużego stawu.
Odbicie mostu w wodzie, tworzy koło.
Na ostatnim zdjęciu, jestem drugi z lewej.
Z Kromlau udaliśmy się w stronę trasy Odra-Nysa jadąc przez lasy i bardzo zadbane wioski niemieckie. Dopiero tutaj widać różnicę między zamożnością ludzi mieszkających po drugiej stronie Nysy. Domy i posesje są odmalowane i zadbane, wydaje się, że wczoraj skończył się remont. W Polsce też widać sporo domów po remontach, ale tam wygląda tak, jakby 100% budynków przeszła kompleksowe remonty.
Po powrocie na właściwą trasę Odra-Nysa jazda staje się monotonna . Dopiero w Forst zajechaliśmy do ogrodu różanego, gdzie przeczekaliśmy deszcz oraz wrzuciliśmy "coś na ruszt". Najważniejsze jest to, że zaprzyjaźniłem się z X Muzą i poniżej dodaję filmy nakręcone w czasie wyjazdu.
Część pierwsza: Żary-Łęknica-Kromlau
Część druga: Kromlau-Gubin
Część trzecia: Gubin-Neuzelle-Frankfurt n/Odrą
Nocleg w Gubinie mieliśmy wykupiony w Domu Turysty, gdzie drzwi wyglądały jak na zdjęciu ;)
Ale widok był całkiem ładny.
Rano, 19.06.2016 r. wyjechaliśmy z Gubina do Frankfurtu n/Odrą. Po drodze odbiliśmy w stronę Klasztoru w Neuzelle, gdzie serwują różne, bardzo różne rodzaje piw. Nie wiem, czy warzą tam piwa "normalne", ale były z ziemniaków, szparagów i wiele, wiele innych.
Powyżej: widok na ulicę przy klasztorze.
Klasztor w Neuzelle.
We Frankfurcie wsiedliśmy do pociągu i wróciliśmy do Zielonej Góry. Ciekawostką jest to, że kupiliśmy w Zielonej Górze bilet PKP, mini turystyczny, na który dojechaliśmy do Żar (18.06.2016), i który był ważny na pociąg z Frankfurtu do Zielonej Góry (19.06.2016).
Etykiety:
Gubin,
Lubuszanie 73,
łęknica,
park mużakowski,
przewóz rowerów,
rower,
trekking rowerowy,
unibike altantis 2015,
USB KEMO m172n,
wyprawy rowerowe,
Żary
niedziela, 29 maja 2016
29 maja 2016 r. - Poznań
Wyjazd do Poznania 29.05.2016 r.
Na wyjazd do Poznania zdecydowało się ostatecznie 5 osób, które spotykają się na wyjazdach Lubuszan 73. Dojazd (start godzina 7.21) i powrót (godzina 16.38) z wypadu odbył się pociągiem. Z Zielonej Góry startowaliśmy w trójkę Agnieszka (organizatorka i nasza przewodniczka), Bodek i ja.
Po drodze, do pociągu wsiedli jeszcze Piotrek i Iwona. W wagonie rowerowym jechało ostatecznie 8 rowerów. Wyjeżdżając z Zielonej Góry, byliśmy żegnani przez słońce i pogoda zapowiadało się idealna. Im bliżej Poznania, przez okno widzieliśmy coraz bardziej zachmurzone niebo, aż zaczęło coś dudnić w dach pociągu. Niestety, na oknach pokazały zacieki z deszczu. Przed 9.00 wysiedliśmy na stacji Poznań Górczyn i tutaj spotkało nas rozczarowanie. Nie, nie to, że lekko padało. Mieliśmy do pokonania dziesiątki schodów w dół i w górę, żeby wyjść z peronu na ulicę. Zanim pokonaliśmy przeszkodę, deszcze przestał padać, a my ruszyliśmy w drogę, mijając Fort VIIIa i stadion piłkarski. Naszym celem był Ogród Botaniczny. Większość trasy pokonaliśmy jadąc ścieżkami rowerowymi. Było przyjemnie, mały ruch na ulicach. Po 30-40 minutach osiągnęliśmy cel. Bodek zgodził się zostać przy rowerach, przewodnikiem była Agnieszka, która oprowadziła nas po najdalszych zakątkach ogrodu.
Zwiedzając ogród, znowu dopadł nas przelotny deszcz, z którego najbardziej były pewnie zadowolone ślimaki i żaby w stawie. Ciekawe, że nawet w ogrodzie botanicznym stoi japońska brama Torii. Po wyjeździe z ogrodu pojechaliśmy okrążyć Jezioro Rusałka i wjechaliśmy do Parku Sołackiego, gdzie zrobiliśmy krótki postój na zjedzenie śniadania.
Punktualnie o 12.00 wjechaliśmy na Rynek i oglądaliśmy koziołki na wieży ratuszowej. Ta atrakcja przyciągnęła setki turystów i mieszkańców Poznania. Nie myślałem, że tak wiele osób przyjdzie podziwiać koziołki.
Z Rynku udaliśmy się do zamku książęcego, ale niestety był zamknięty i nie zdobyłem pieczątki, na której mi zależało. Zrobiłem zdjęcie przed bramą i pojechaliśmy dalej na Ostrów Tumski, gdzie trafiliśmy na festyn kościelny.
Przejeżdżając kolejny kilometr dojechaliśmy nad Jezioro Maltańskie. Wzdłuż brzegu biegnie ścieżka rowerowa, wiec jazda jest czystą przyjemnością. Pogoda dopisywała i już nikt nie pamiętał o początkowym deszczu. Na przeciwległym brzegu jeziora zjedliśmy w barze pyszną zupę pomidorową i po przerwie ruszyliśmy w dalszą drogę, wzdłuż drugiego, długiego brzegu jeziora. Dojechaliśmy następnie do mostu znanego z przekazów telewizyjnych w pobliżu, którego zaginęła Ewa Tylman.
Kolejne kilka kilometrów jazdy po ulicach Poznania i ponownie jesteśmy na Rynku, w centrum miasta. Jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem w jednym z rogów Rynku muzyków ulicznych pochodzących z Zielonej Góry. Można powiedzieć za klasykiem „nasi tu byli” ;) Po okrążeniu Rynku, udaliśmy się do zamku Wilhelma, gdzie otrzymałem pieczątkę do książeczek turystycznych potwierdzających pobyt. W przylegającym do zamku, Parku Mickiewicza zrobiliśmy dłuższy postój. Ponieważ mieliśmy jeszcze sporo czasu do odjazdu pociągu, zaproponowałem odwiedzenie ogrodu zoologicznego mieszczącego się na ulicy Zwierzynieckiej. Wróciły wspomnienia, jak wiele lat temu, gdy byłem dzieckiem, odwiedziłem ten ogród z Rodzicami. Wtedy wydawał mi się ogromy i takie wspomnienia pozostają na całe życie. Teraz sporo klatek jest pustych, zwiedzanie jest darmowe, a płaci się jedynie za wejście do budynku z akwariami i terrarium. Niestety, kasjerka nie miała wydać reszty i nie zobaczyłem rybek, chociaż bardzo mi na tym zależało. Dosyć szybko obeszliśmy całe zoo i znowu zostało nam jeszcze trochę wolnego do przyjazdu pociągi. Agnieszka zaprowadziła nas do parku w okolicy Palmiarni, następnie podjechaliśmy do sklepu kupić „coś na ząb” i już spokojnie, bez pośpiechu ruszyliśmy na dworzec kolejowy. Odjazd pociągu był z peronu 4, mieszczącego się przy starym budynku dworca. Na peronie było sporo ludzi oczekujących na nasz pociąg. W pociągu były miejsca dla rowerów, więc po krótkiej dyskusji z pasażerami zajmującymi miejsce, gdzie parkuje się rowery, pojazdy stały oparte o ścianę, a my siedzieliśmy w całkiem komfortowych warunkach. W czasie jazdy poznaliśmy pana, który opowiadał jak pod koniec lat 60 i na początku 70 jeździł rowerem do Czechosłowacji. Opowiadał swoje przygody i zapisał nazwę Lubuszanie 73. Może do nas dołączy? Po drodze wysiadła najpierw Iwona, następnie Piotrek. My dojechaliśmy zgodnie z planem o 18.27 do Zielonej Góry, gdzie wycieczka się zakończyła.
Agnieszka, dziękuję za zorganizowanie i prowadzenie wycieczki, która pokazała mi Poznań od strony, jakiej go nie znałem.
Na wyjazd do Poznania zdecydowało się ostatecznie 5 osób, które spotykają się na wyjazdach Lubuszan 73. Dojazd (start godzina 7.21) i powrót (godzina 16.38) z wypadu odbył się pociągiem. Z Zielonej Góry startowaliśmy w trójkę Agnieszka (organizatorka i nasza przewodniczka), Bodek i ja.
W pociągu
W ogrodzie botanicznym
Zwiedzając ogród, znowu dopadł nas przelotny deszcz, z którego najbardziej były pewnie zadowolone ślimaki i żaby w stawie. Ciekawe, że nawet w ogrodzie botanicznym stoi japońska brama Torii. Po wyjeździe z ogrodu pojechaliśmy okrążyć Jezioro Rusałka i wjechaliśmy do Parku Sołackiego, gdzie zrobiliśmy krótki postój na zjedzenie śniadania.
Jezioro Rusałka
Z Rynku udaliśmy się do zamku książęcego, ale niestety był zamknięty i nie zdobyłem pieczątki, na której mi zależało. Zrobiłem zdjęcie przed bramą i pojechaliśmy dalej na Ostrów Tumski, gdzie trafiliśmy na festyn kościelny.
Przejeżdżając kolejny kilometr dojechaliśmy nad Jezioro Maltańskie. Wzdłuż brzegu biegnie ścieżka rowerowa, wiec jazda jest czystą przyjemnością. Pogoda dopisywała i już nikt nie pamiętał o początkowym deszczu. Na przeciwległym brzegu jeziora zjedliśmy w barze pyszną zupę pomidorową i po przerwie ruszyliśmy w dalszą drogę, wzdłuż drugiego, długiego brzegu jeziora. Dojechaliśmy następnie do mostu znanego z przekazów telewizyjnych w pobliżu, którego zaginęła Ewa Tylman.
Kolejne kilka kilometrów jazdy po ulicach Poznania i ponownie jesteśmy na Rynku, w centrum miasta. Jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem w jednym z rogów Rynku muzyków ulicznych pochodzących z Zielonej Góry. Można powiedzieć za klasykiem „nasi tu byli” ;) Po okrążeniu Rynku, udaliśmy się do zamku Wilhelma, gdzie otrzymałem pieczątkę do książeczek turystycznych potwierdzających pobyt. W przylegającym do zamku, Parku Mickiewicza zrobiliśmy dłuższy postój. Ponieważ mieliśmy jeszcze sporo czasu do odjazdu pociągu, zaproponowałem odwiedzenie ogrodu zoologicznego mieszczącego się na ulicy Zwierzynieckiej. Wróciły wspomnienia, jak wiele lat temu, gdy byłem dzieckiem, odwiedziłem ten ogród z Rodzicami. Wtedy wydawał mi się ogromy i takie wspomnienia pozostają na całe życie. Teraz sporo klatek jest pustych, zwiedzanie jest darmowe, a płaci się jedynie za wejście do budynku z akwariami i terrarium. Niestety, kasjerka nie miała wydać reszty i nie zobaczyłem rybek, chociaż bardzo mi na tym zależało. Dosyć szybko obeszliśmy całe zoo i znowu zostało nam jeszcze trochę wolnego do przyjazdu pociągi. Agnieszka zaprowadziła nas do parku w okolicy Palmiarni, następnie podjechaliśmy do sklepu kupić „coś na ząb” i już spokojnie, bez pośpiechu ruszyliśmy na dworzec kolejowy. Odjazd pociągu był z peronu 4, mieszczącego się przy starym budynku dworca. Na peronie było sporo ludzi oczekujących na nasz pociąg. W pociągu były miejsca dla rowerów, więc po krótkiej dyskusji z pasażerami zajmującymi miejsce, gdzie parkuje się rowery, pojazdy stały oparte o ścianę, a my siedzieliśmy w całkiem komfortowych warunkach. W czasie jazdy poznaliśmy pana, który opowiadał jak pod koniec lat 60 i na początku 70 jeździł rowerem do Czechosłowacji. Opowiadał swoje przygody i zapisał nazwę Lubuszanie 73. Może do nas dołączy? Po drodze wysiadła najpierw Iwona, następnie Piotrek. My dojechaliśmy zgodnie z planem o 18.27 do Zielonej Góry, gdzie wycieczka się zakończyła.
Agnieszka, dziękuję za zorganizowanie i prowadzenie wycieczki, która pokazała mi Poznań od strony, jakiej go nie znałem.
niedziela, 15 maja 2016
15.05.2016 Zielona Góra - Krzywa - Zielona Góra
15.05.2016 Zielona Góra - Krzywa - Zielona Góra. Wyprawa z Lubuszanami 73
Był to pierwszy wyjazd z Lubuszanami, którego byłem pomysłodawcą i organizatorem. Tradycyjnie spotkaliśmy się o 10.00 na pl. Bohaterów. Niestety, pogoda nie zachęcał do wyjazdu i ostatecznie na wycieczkę pojechało 7 osób. Ulicami miasta pojechaliśmy na ul. Botaniczna, dalej do Ochli, później w Niwiskach skręciliśmy na drogę nr 290 i dojechaliśmy do Kaczenic. Przed miejscowością zajechaliśmy na cmentarz, gdzie znajdują się stare, poniemieckie nagrobki. Zrobiliśmy kilka zdjęć i pojechaliśmy dalej.
Za miejscowością, na zakręcie w prawo, wjechaliśmy w las, przy kamieniu z napisem „BIAŁA”. W lesie, pomimo, że droga była piaszczysta nie było problemów z jazdą. Wszyscy przejechali bez większych problemów. Po około 2 km, dojechaliśmy do miejscowości Klępina, gdzie niestety, przez większość wioski prowadzi droga brukowana. Widać, że mieszkańcy często korzystają z rowerów, gdyż obok drogi prowadzi wyjeżdżona w trawie „ścieżka rowerowa”. Na krzyżówce skręciliśmy w prawo i po 2 km dojechaliśmy do drogi nr 27. Zazwyczaj staram się nie jeździć drogą o takim natężeniu ruchu samochodowego, ale w niedzielę, ruch był mniejszy i dosyć szybko przejechaliśmy do części Nowogrodu Bobrzańskiego położonego na dole, za Bobrem. Zatrzymaliśmy się chwilę, żeby odpocząć. Po chwili zobaczyliśmy transport samochodów ciężarowych Armii USA, zabezpieczanych przez samochody Żandarmerii Wojskowej.
Pojazdy USA spotkane w Nowogrodzie Bobrzańskim
Nasz postój przedłużył się o kilka minut, gdyż było widać, że w Krzywej, celu naszej wyprawy pada intensywnie deszcz. Nasze przypuszczenia potwierdził przez telefon mój znajomy, który mieszka w tej miejscowości. Gdy już było widać, że chmura deszczowa odeszła od Krzywej, ruszyliśmy w dalszą podróż. Zostało nam do celu około 5 km. Droga do Krzywej wiedzie przez las. Po drodze mijamy magazyny wojskowe mieszczące się w środku lasu. Kiedyś stało tam dużo sprzętu wycofanego z armii, teraz teren jest uporządkowany i czysty. Jadąc dalej mijamy widoczny w oddali Jaz w Krzywańcu. W tym miejscu Bóbr dzieli się na „rzekę właściwą” z korytem naturalnym, oraz na Kanał Dychowski, sztucznie wybudowany i doprowadzający wodę do elektrowni wodnej w Dychowie. Liczący ponad 20 km kanał, został wybudowany w latach 30, XX wieku. Dojeżdżamy do drogowskazu „Krzywa 1”, skręcamy w prawo i przez most na kanale wjeżdżamy do Krzywej, gdzie na końcu miejscowości czeka już na nas mój kolega Sylwek, który przygotował drewno na ognisko. Spotkanie odbywa się na ogrodzonym placu, z wiatą, ławeczkami, miejscem zabaw dla dzieci i miejscem na ognisko. Pogoda na razie nam dopisuje, czasami wychodzi słońce, trochę wieje, ale atmosfera przy ognisku jest gorąca. Pieczemy kiełbaski, Tomek piecze karkówkę, rozmawiamy na tematy rowerowe, Sylwek opowiada o historii kanału i o najbliższej okolicy. Po 14.30, gdy mieliśmy wyjechać z Krzywej zaczął padać deszcz, więc schowaliśmy się pod wiatę. Obserwując niebo przesiedzieliśmy pod wiatą do 15.00, gdy rozchmurzyło się, mogliśmy wyruszyć w drogę powrotną. Po pożegnaniu się z Sylwkiem ruszyliśmy drogą wzdłuż Kanału Dychowskiego. Początkowo wiedzie ona za wałem, ale później wjeżdża się między wał, a kanał i widać wodę. Podróż staje się przyjemniejsza.
Kanał Dychowski
Most z dziurą
Po około 5 km dojechaliśmy do uszkodzonego mostu, który prowadzi przez kanał. Most jest zamknięty dla ruchu samochodowego, ale pieszy czy rowerzysta może po nim przejeść bez obaw i problemów. Wjechaliśmy do miejscowości Łagoda, gdzie na początku wsi przywitał nas dorodny i sprawiający wrażenie silnego baran, z wielkimi kręconymi rogami. Niestety, postawa nie odzwierciedlała jego charakteru, na widok grupy rowerzystów i ich aparatów po prostu „dał nogę”. Uciekał, aż się za nim kurzyło. Przy okazji obszczekały nas psy z sąsiedniej posesji, tak że wszyscy mieszkańcy wylegli, zobaczyć co się dzieje. Po sesji fotograficznej z baranem ruszyliśmy dalej już bez przeszkód przez miejscowości Wysoka i Sterków do Bogaczowa. Po drodze jeszcze porządnie nas wytrzęsło na „kocich łbach”, które nie były naprawiane od wojny, więc ich stan jest daleki od ideału. W Bogaczowie na krzyżówce pojechaliśmy prosto, w stronę miejscowości Krzewiny. Na końcu Bogaczowa, przed przejazdem kolejowym skręciliśmy w lewo i drogą leśną udaliśmy się do miejscowości Koźla. Droga przez pola i las jest w bardzo dobrym stanie i można ją bez problemów pokonać rowerem, a nawet samochodem. Pod koniec tej drogi zobaczyliśmy, że z lewej strony idzie w naszym kierunku ciężka, granatowa chmura, która nie wróżyła nic dobrego. Po dojechaniu do Koźli część grupy pojechała dalej, a ja z pozostałymi schowałem się pod daszkiem w sklepie. Była to bardzo dobra decyzja, gdyż już po chwili runął z nieba początkowo deszcz, a później grad. Niewielki w rozmiarze, ale bardzo intensywny. W czasie ulewy i po niej zrobiliśmy zdjęcia.
Z granatowej chmury lunął deszcz z gradem. Ulewa nie popsuła nam humorów.
Mój rower i sakwy pierwszy raz w "prawdziwym deszczu" i obsypane gradem
Niebo nad Koźlą
Po deszczu okazało się, że pozostali, który ruszyli do przodu schowali się na przystanku autobusowym i także nie zmokli. Razem pojechaliśmy do Letnicy, gdzie dogoniły na kolejne chmury z deszczem. Tym razem przeczekaliśmy ulewę pod wiatą obok pięknej fontanny. Fontanna wyłożona jest kolorowymi płytkami ceramicznymi i przyciąga z daleka wzrok. Przymusowy postój zatrzymał nas na 15-20 minut. Deszcz ustał, a my ruszyliśmy w drogę pod dłuuugą górkę. Zawsze sobie myślę zdobywając takie podjazdy, że na szczycie zaczyna się zjazd i tak było i tym razem. Zjazd trwa o wiele krócej, ale dostarcza emocji, których nie ma w czasie jazdy po prostej drodze. Na pełnym gazie wjechaliśmy do Buchałowa. Na końcu wsi czekała na nas ostatnia „żywa atrakcja” tego wyjazdu. Stadko 5 kóz, para dorosłych i trójka młodych koźląt. W przeciwieństwie do dużego barana, kozy nie uciekały. Co prawda dorosłe były uwiązane, ale młode dokazywały jak te z opowieści „gdyby kózka nie skakała…”.
Po krótkiej sesji ruszyliśmy do miejscowości Słone, a na skrzyżowaniu z drogą nr 27 część grupy pojechała obwodnicą w stronę al. Wojska Polskiego, ja i dwie osoby pojechaliśmy przez Wilkanowo do Zielonej Góry. Czekał nas jeszcze podjazd rozpoczynający się na wysokości ogródków działkowych, ale znowu na szycie jest z górki i już na luzie dojechaliśmy do ul. Łużyckiej. Na skrzyżowaniu ul. Łużyckiej i Zachodniej rozstaliśmy się. Miałem do przejechania jeszcze 1 km, który pokonałem w kilka minut.
Sylwkowi bardzo dziękuję za przygotowanie drewna na ognisko, miłą atmosferę i opowieści o Bóbrze i historii okolicy. Dziękuję wszystkim Uczestnikom mojej pierwszej wycieczki za udział i za to, że nauczyłem się sporo, o planowaniu trasy i patrzeniu w chmury, po to żeby nie zmoknąć, jeżeli nie ma takiej potrzeby ;)
Sylwkowi bardzo dziękuję za przygotowanie drewna na ognisko, miłą atmosferę i opowieści o Bóbrze i historii okolicy. Dziękuję wszystkim Uczestnikom mojej pierwszej wycieczki za udział i za to, że nauczyłem się sporo, o planowaniu trasy i patrzeniu w chmury, po to żeby nie zmoknąć, jeżeli nie ma takiej potrzeby ;)
Trasa: 75 km
Już planuję kolejną, ciekawą wycieczkę... szczegóły wkrótce.
Subskrybuj:
Posty (Atom)